Dzisiaj obchodzimy trzecią rocznicę ślubu.
Ostatnio Mateusz przypomniał mi jedną historię z przygotowań do niego, która wyleciała mi z głowy – chociaż to ja zwykle muszę służyć mu za pamięć zapasową! Skorzystam więc z tego, że mamy bloga, żeby anegdota o rozmowie telefonicznej z jubilerem nie zawieruszyła się znów wśród innych wspomnień.
Na początku, zanim jeszcze zdecydowaliśmy, jak mają wyglądać nasze obrączki i o jaki grawer poprosimy, przeszukiwaliśmy domy, próbując znaleźć do przetopienia jakąś złotą biżuterię, której się nie używa – szukaliśmy oszczędności w różnych miejscach. Okazało się jednak, że przegrzebanie zakamarków mieszkań naszych rodzin skłoniłoby niejednego złodzieja do zmiany zawodu:
nasze zasoby złotego kruszcu nie były zbyt obfite, niespecjalnie było co topić.
Znajomi polecili nam więc jubilera, a my znaleźliśmy obrączki, które nam się spodobały. No dobra, ale jaki grawer? Wiedzieliśmy czego nie chcemy – daty ślubu, naszych imion ani wzniosłych cytatów. Te opcje wydawały nam się zbyt banalne, może nawet nieco tandetne. Nagle jednak pojawiła się myśl, która spodobała się nam obojgu. Wygrawerujmy na obrączkach: Jezus jest Panem!
Skąd ten pomysł?
Oboje od parunastu lat byliśmy zaangażowani w różne wspólnoty i niejednokrotnie braliśmy udział w szczególnych wydarzeniach, podczas których mieliśmy okazję ogłosić Jezusa naszym Panem i Zbawicielem.
Chodzi o to, by powierzać rozmaite obszary swojego życia Jezusowi i oddawać się całkowicie Jego prowadzeniu. Zawsze też widzieliśmy, jak bardzo ważne dla nas osobiście jest nie tylko podjęcie tej decyzji, ale też ogłoszenie jej, mówienie o niej innym. Czemu więc nie wygrawerować sobie tego najcenniejszego dla nas wyznania na obrączkach, by móc przypominać sobie o nim częściej?
Myśleliśmy wtedy, że może to okazać się nam szczególnie pomocne w momentach kryzysu (nie mieliśmy bowiem wątpliwości, że i takie nadejdą), a także w momentach cudów, które na pewno w małżeństwie się wydarzą. By móc nieustannie przypominać sobie, Kto nas do siebie zbliża i Komu zawdzięczamy to, co mamy.
– Siedziałem w pracy, gdy nagle zadzwonił do mnie telefon. Dzwonił jubiler, z którym widzieliśmy się kilka dni wcześniej – wspominał Mateusz.
J: Dzień dobry, z tej strony XYZ chciałbym tylko potwierdzić, czy grawer, który ma być na obrączkach, brzmi: Jezus jest Panem?
Mateusz: Tak jest!
J: Dobrze, czyli się zgadza.
(Zapewne chwilę wcześniej, zabierając się do pracy, jubiler mówił pod nosem: „No dobrze, to kolejne, co my tu mamy, Justyna i Paweł? Nie, zaraz, co tu jest napisane? Jezus jest Panem? Oj, Złociutki, chyba żeś coś pokręcił od tej ciągłej roboty!”).
Dziś, wspominając różne historie związane ze ślubem, jesteśmy wdzięczni za te trzy lata w małżeństwie, dwoje cudownych dzieci – i to, że On wciąż nas tak pięknie prowadzi.
I co, czy nasze przewidywania sprawdziły się? Czy wygrawerowane na obrączkach zdanie „Jezus jest Panem” faktycznie pomaga przetrwać kryzysy lub przypominać sobie w szczęśliwych momentach, że to wszystko zawdzięczamy właśnie Jemu?
Tak! A przynajmniej po dojściu do skórzanej rocznicy ślubu nie mamy co do tego wątpliwości.
Sytuacje, jakie spotykały przez ten czas, są na to najlepszym dowodem, ale o tych małych wielkich cudach, jakich On dokonał w trakcie naszego małżeństwa, napiszę już innym razem!
Ciekawostka: rozmiar obrączek mamy identyczny. Raczej ich nie zdejmujemy (poza rzadkimi przypadkami, w których to konieczne), ale jeśli tylko zechcemy, to możemy na spokojnie się nimi wymieniać – nie wiemy, która jest czyja.
Tak, mam takie cienkie palce jak moja żona! 😛 No nie są to grube męskie dłonie jak bochny chleba, ale też Bóg nie powołał mnie na budowę, gdzie takie dłonie by się przydały. Zostałem programistą, a takimi cienkimi paluszkami w klawiaturę łatwiej stukać, OT CO!