W ramach zapowiadanej serii tekstów na temat weselnych dekoracji DYI chcę Wam dziś opowiedzieć o słoikach, które stały się jednocześnie ozdobami weselnego stołu, świecznikami, rezultatem „wspólnej” pracy mojej i mojej Babci – a także sentymentalną pamiątką.
Punktem wyjścia były jednak słoiki zwykłe, takie nadające się na tarte buraczki. (Może zastanawiasz się, skąd ich tyle miałam. Przez pół roku ja oraz moi Teściowie, zajadaliśmy się tymi samymi buraczkami z konkretnego sklepu i konkretnej firmy, by uzbierać odpowiednią ilość słoików.)
Tak, można na stole weselnym postawić standardowy słoik po buraczkach.
O ile się go ładnie udekoruje.
A ja miałam w domu dużo naprawdę ładnie wykonanej koronki. Zrobiła ją przed laty moja świętej pamięci Babcia Krysia. Niewykluczone, że dziergała ją, gdy mnie jeszcze nie było na świecie.
Wycięłam więc z niej powtarzające się wzory, złapałam za pistolet z klejem na gorąco (zawsze warto być w niego uzbrojonym) i poprzyklejałam koronkowe ornamenty do słoików. Szczyty z rowkami – te części, na które nakręca się nakrętkę – owinęłam zwykłym brązowym sznurkiem.
W ten sposób na stole znalazł się ładny, wykonany wspólnymi siłami – choć to Babcia miała w tej pracy największy udział – świecznik. Proste rozwiązanie, dzięki któremu koronki, które leżały w szafie, mogły zyskać drugie życie.
A praca Babci nie poszła w zapomnienie
Podsumowując, potrzebny mi był:
- słoik
- koronka
- klej na gorąco
- nożyczki
- świeczka
- sznurek
Gościom weselnym świeczniki bardzo się spodobały, a Ciocia z Białegostoku – moja nowa Ciocia, którą zyskałam wraz z dniem ślubu – tak bardzo je chwaliła, że jeden egzemplarz przekazałam jej w prezencie.