Niektórzy mówią, że zaręczyliśmy się w Krakowie, inni, że podczas Światowych Dni Młodzieży. A ja zawsze powtarzam, że ani jedno, ani drugie.

Wakacje 2016 spędzaliśmy co prawda na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. Posługiwaliśmy, pracując w biurze ICE, czyli Międzynarodowego Centrum Ewangelizacji. Na tę okazję kupiliśmy specjalny namiot, duży, dwukomorowy, kosztował niemało. Do namiotu mieliśmy z biura blisko, aczkolwiek rzadko można było iść i odpocząć, bo pracy było dużo. Kończyliśmy późno w nocy, a zaczynaliśmy znów z samego rana.

Przy tej okazji też zobaczyłam pierwszy raz, że namiot stojący w zbyt dużym nasłonecznieniu potrafi się nagrzać tak bardzo, że

wybucha znajdujący się wewnątrz dezodorant

a na materacu powstaje ogromne wybrzuszenie…

W Centrum Ewangelizacji spędziliśmy, jak dobrze pamiętam, dwa tygodnie. Ostatniego dnia wieczorem, już na zakończenie całego wydarzenia, obejrzeliśmy transmisję z pożegnania Papieża na lotnisku. A na później Mateusz zaplanował romantyczny spacer, podczas którego chciał mi się oświadczyć… 

Ale choć pielgrzymi się już rozjeżdżali, tuż przed spacerem dostaliśmy telefon, że – szok szok szok – znowu jest robota. Jedno z pól namiotowych zostało zalane przez deszcz i trzeba było przyjąć parę osób na nasze pole (a procedury wymagały przeprowadzenia rejestracji, nie dało się po prostu przyjść i rozstawić namiotu). 

Skończyliśmy pracę grubo po północy.

Zanim przejdę do dalszej części, muszę wspomnieć do sytuacji, która sprawiła, że nieźle się posprzeczaliśmy. Zauważyłam, że współwłaścicielka obiektów, w których przebywaliśmy, bardzo szybko przeszła z Mateuszem na „ty”, a potem często chciała wykorzystywać jego życzliwość. Na prośbę (jak się potem okazało – zupełnie innej osoby) Mateusz wydrukował tejże damie specjalny identyfikator z jakąś dodatkową grafiką.

Chyba nie muszę opisywać, jaka fala złości i zazdrości we mnie wezbrała… Kobiety ZROZUMIEJO. Foszek był na parę dobrych kilometrów, a Mateusz starał się załagodzić sytuację na różne sposoby.

Powiedzmy, że mi przeszło.

Skończyliśmy przyjmowanie nowych osób i naprawdę zmęczeni wróciliśmy do namiotu. Ja już leżałam w swojej komorze, a Mateusz jeszcze coś tam robił. Nagle otworzył moją część, usiadł przy materacu i dał mi taki oto identyfikator: 

Uśmiechnęłam się, bo przy moim imieniu i nazwisku był rysunek kaloszy. Nie znoszę mieć mokrych skarpetek w trakcie deszczu, dlatego musiałam się zaprzyjaźnić z kaloszami i był moment, że posiadałam kolekcję kilku różnych par, w przeróżnych wzorach i kolorach. Ze względu na wcześniejsze wydarzenia spodziewałam się także czegoś po drugiej stronie.

A jednak to, co tam zobaczyłam, naprawdę mnie zaskoczyło.

Potem Mateusz wyjął pudełeczko z wymarzonym pierścieniem mocy i zadał to pytanie na głos.

A ja nie powiedziałam „tak”! Tzn. odpowiedziałam coś w stylu „nooo”, lekko speszona. Nie pamiętam dokładnie.

Ale nie powiedziałam „tak” 😀

Moje zmęczenie błyskawicznie przerodziło się w pełen energii entuzjazm, trzeba było przecież cyknąć fotkę i wysłać do psiapsi na Messengerze! Stąd mam te wszystkie zdjęcia, które udało mi się teraz wyskrolować z głębi galerii. 

Jak może z grubsza widać, sceneria nie była specjalnie filmowa – i całe szczęście! Jeśli kiedyś wcześniej wyobrażałam sobie moment moich jakichkolwiek zaręczyn, to jeden szablonowy element tej wizji wydawał mi się nie do zniesienia. Po co on ma klękać? Najchętniej pierwsze, co bym powiedziała, to „wstawaj i się nie wygłupiaj”. A tu nie było tego problemu: ja już wygodnie leżałam, on sobie usiadł obok. Bez zbędnych ceregieli.

Dlatego właśnie twierdzę, że zaręczyny nie odbyły się w Krakowie. Nie zaręczyliśmy się też na Światowych Dniach Młodzieży – bo było już po północy, a kalendarz pokazywał datę 1.08.2016. Powiedziałam „tak” „nooo” w namiocie i teraz miejsce zaręczyn możemy zabierać ze sobą i rozstawiać je, gdzie tylko chcemy!

Mieliśmy pomysł, żeby po czasie zrobić sobie namiotową sesję zdjęciową, by upamiętnić tamto wydarzenie, ale na razie nam się to nie udało. Może kiedyś?

Pin It on Pinterest

Share This